A z tych 12 dni w górach połowa to samotna jazda. I nie wiem, czy życzyć sobie tego więcej, czy mniej - ale taka jazda samemu, po szlakach gdzie pieszego mija się raz na godzinę czasami ma w sobie coś transcendentego. Czego sobie i wam życzę.
No i najważniejsze - trzymamy kciuki za budowę domu w 2010 - syn jest, drzewo jest (choć parę się w tym roku ścięło - czy to się kasuje?), maraton jest, dziewica jest - tylko dom został na liście.