sobota, 13 marca 2010

Rodzina na swoim

No i właśnie - rozglądam się za kredytem i patrzę na "RnS". Zastanawiam się kto to wymyślił - i komu to służy? Patrząc na zasady programu jest on chyba głównie adresowany do banków.

Kilka podstawowych przemyśleń:
  • Cena mieszkań ograniczona mocno od góry - w takim np. Krakowie wyłącza to z rynku dużą ilość inwestycji, ale o tym było już wiele razy.
  • Metraż: Rodzina na swoim ma chyba wspierać integrację - bo jak inaczej nazwać ograniczenie metrażu dla 100% dopłaty do 50 m2 (a jeszcze śmieszniej dla domów do 70m2). Przecież na 70m2 ciężko chyba nawet będzie projekt domu znaleźć - większośc domów małych to ok. 100 m2. A w przypadku rozpatrywanego przeze mnie domu o pow. ok 120 metrów - dopłata to już tylko 30% odsetek.
  • Idea dopłaty do odsetek - wynika z niej, że jednym państwo dopłaci więcej, innym mniej. Jeśli wezmę kredyt z ratą malejącą - dostanę dopłaty o kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy mniejsze. Właściwie całym systemem państwo głównie finansuje zysk banku a nie wspiera budownictwo.
Gdybym miał dopłatę kwotową, czułbym się pewniej (no ale jak tą dopłatę ustalić?).
Chyba skończy się jednak na kredycie walutowym - muszę jeszcze zbadać temat marży i tego co stanie się z kredytem złotówkowym przy wejściu do strefy EUR (ale jak mniemam ten kredyt będzie można w miarę bezpiecznie spłacić jakby co). Z drugiej strony mnie interesuje jak najszybsze tego kredytu spłacenie - o ile nie wydarzy się nic nieprzewidywalnego, w okolicach max. 10 lat.

Stawiając tak kryteria, wynika że interesować mnie będzie w kredycie:
  • Marża - wiadomo
  • Opłata za wcześniejszą spłatę (znaczy brak) - żeby móc trochę pomanewrować
  • Kwestie administracyjne (planuję budowę systemem gospodarczym, więc wolałbym, żeby bank ograniczył patrzenie na ręce i papierkową robotę do minimum).

2 komentarze:

abnegat.ltd pisze...

Uklony :)
Primo, szacun (excuses moi, dzieci przywlekly i sie powiedzonko zaleglo) za maraton. Mam plan na polowke na jesien 11 (Newcastle) i Londyn 12.
Ta dycha w godzine - poki co robie 1:06... Tak ze z zazdroscia patrze. Ale kto wie :) Pytanie mam - ile wynosi twoj treningowy czas/ 10 km? Bo do 4:30/km nawet sie nie zblizam (wytrzymuje 3x1 minuta :D w 15 min przebiezce) - a mimo to 10 zrobilem w 1:06. Tak ciezko na koncowce bylo?
Na temat kredytow sie nie wypowiadam. Banda zlodziei, niestetyz...
Pozdrowienia
abmegat.ltd

popaprany pisze...

Nie będę mówić, że jest lekko - ale daje to cholerną satysfakcję. Choć faktycznie - pierwszy raz najcięższ. W tym roku poprawiłem się o 15 minut - rzeczywiście, wybiegłem się maksymalnie ale nie musiałem maszerować tak jak rok temu. Fakt faktem - byłem lepiej przygotowany - zaliczyłem ładnych kilka biegów pod trzydziestkę i nie straciłem dwóch tygodni przed maratonem jak rok temu.

Treningowy czas na dychę - około godziny, życiówka około 46 minut(no dobra, dychę raz biegłem - i to w popieprzonym miejscu, bo w Manili; start o 6 rano, a przed siódmą już 30 stopni).

Przygotowanie do maratonu to głónie LSD (Long Slow Distance) - czyli długie wybiegania - takie do 30 km; one w sumie pozwalają poczuć co na maratonie czeka. I to zarówno fizycznie jak i psychicznie - "samotność długodystansowca" to raczej przypadłość treningu, niż startu - tu jest znacznie przyjemniej, zawsze z kimś można pogadać.

A ja z kolei wyrazy szacunku za bloga przesyłam - choć w sumie brak trochę opowieści z pogotowia na Podhalu. Za to wszystkie galicyjskie terminy rozumiem - bo ja też stąd (żona właściwie również, ale ona na cyrkularkę mówi krajzega - a na sztychówkę szpadel ;)