czwartek, 3 lipca 2008

Chemia

Gdybyscie kiedys mieli kawalek wolowiny i duzo wolnego czasu - polecam, upieczcie go. W ledwie cieplym piekarniku.

Ja eksperymentowalem wlasnie z kilowym rostbefem - zrumieniony na patelni, a potem obsypany przyprawami (w moim przypadku 'grillem ziolowym' kamisa) i zamkniety w zaroodpornym naczyniu razem z olejem ze smazenia.

No i teraz wlasnie czasochlonny fragment - pieczemy toto tak na oko 5 godzin. W - uwaga, to nie pomylka - 75 stopniach. Czekamy, czekamy, czekamy... Wlasciwie moznaby piec jeszcze w nizszej, ale tu juz kwestia problemow z piekarnikiem (w moim i te 75 stopni bylo ciezkie do osiagniecia) oraz to, ze jednak odrobine wyzsza temperatura wycisnie z miesa troche sokow, z ktorych zrobi sie swietny sos (tylko trzeba go odrobine zredukowac - moze z odrobina cebulki, sherry czy kto tam co lubi).

Druga wada jest to, ze mieso srednio wyglada na usmazone. Ale pomoze mu minuta z kazdej strony na rozgrzanej patelni.

Ja juz planuje kolejne starcie z peklowaniem miesa przed pieczeniem- dzisiejszy eksperyment jest na swiezo, niesamowicie udany. Mieso bardzo miekkie a przy tym wspaniale soczyste - wyszlo mi z tego rozbefu cos w rodzaju amerykanskiego 'prime rib'